Ariana dla WS | Blogger | X X

czwartek, 1 lutego 2018

Bliźnięta z lodu - S.K. Tremayne

Bliźnięta z lodu dostałam od siostry na święta i od razu pomyślałam, że może być ciekawie. Czemu? Po pierwsze okładka, po drugie napis "Thriller psychologiczny", a po trzecie opis z tyłu. Niestety z racji, że nie lubię motywu nawiedzonych dzieci, a domyślałam się, że może to być głównym problemem tej książki, odkładałam ją na bok. Siostra chciała, jednak znać moją opinię jak najszybciej, więc się za nią wzięłam i nie żałuję, choć czytanie jej przed samym snem nie było dobrym pomysłem. 

Nigdy wcześniej nie słyszałam o S.K. Tremayne, więc postanowiłam znaleźć troszkę informacji o autorze. Okazało się, że tak naprawdę nazywa się Sean Thomas i znany jest również pod pseudonimem Tom Knox. Brytyjski pisarz i dziennikarz. W 2013 roku został blogerem i komentatorem Daily Telegraph w Wielkiej Brytanii. Specjalizuje się w thrillerach archeologicznych i religijnych. (źródło: Lubimyczytać.pl) 



Przejdźmy, więc do treści. 






Sarah i Angus Moorcroft to małżeństwo, które próbuje wrócić do normalności po tragedii, która dotknęła ich ponad rok wcześniej. Mianowicie zmarła ich córka, jedna z bliźniaczek jednojajowych - Lydia. Aby oddalić się od przeszłości i wspomnień postanawiają przeprowadzić się na wysepkę, którą Angus odziedziczył po śmierci babci. W dziecięcych latach spędzał tam dużo czasu, więc wie jak wygląda, zna ludzi z okolicy oraz mieszka tam jego przyjaciel. Sarah choć nigdy tam nie była, jest bardzo pozytywnie nastawiona na tę przeprowadzkę, a raczej zmusza się, żeby taka być, aby w końcu móc rozpocząć nowy etap w swoim życiu. 

Kiedy bliżej poznajemy to małżeństwo i ich wzajemne relacje, łatwo dostrzec, że skrywają oni jakieś tajemnice. Nie do końca wiadomo jakie, jednak jedno jest pewne - nie są to małe i nieszkodliwe sekrety. Można odnieść wrażenie, że łączy ich tylko córka, Kristie, jakby tylko dla niej starali się utrzymać pozory szczęśliwego małżeństwa. 

Problemy zaczynają się w chwili kiedy Kristie krzyczy, że nie nazywa się tak i prosi aby nazywano ją Lydią, bo Kristie nie żyje. 

Choć przeprowadzka miała być początkiem nowego etapu, wydaję się być początkiem horroru, zwłaszcza dla Sarah, która zaczyna myśleć, że mogła pomylić swoje dzieci... 

Historia mrozi krew w żyłach i porusza problem, z którym zmagają się rodzice niejednych bliźniaków jednojajowych. Ktoś mógłby powiedzieć: Jak można nie odróżniać własnych dzieci? Mi się wydaję to całkiem realne, bo sama się zastanawiałam raczej nad tym jak można? Dwoje identycznych ludzi, czy to chłopców czy dziewczynek, identyczne oczy, identyczne włosy, ciała.. dosłownie wszystko identyczne. Różni je tylko zachowanie, lecz w obliczu takiej tragedii jak można wiedzieć, które dziecko zginęło, które żyje? Na pewno nie w pierwszej chwili, mając za potwierdzenie jedynie słowa tego dziecka: Mamo Lydia spadła! 

Bardzo spodobała mi się ta powieść, bo pokazuje nam jak bardzo może być skomplikowane to co wydawać by się mogło takie proste. "Przecież to Twoje dzieci, jak możesz ich nie rozpoznawać?" 

Bliźnięta z lodu to powieść zaskakująca, momentami przyprawiająca nas o gęsią skórkę, lecz również bardzo ciekawa. 

Jestem bardzo wdzięczna mojej siostrze za prezent i cieszę się, że trafiłam na taką książkę, chociaż ostatnio dużo przewinęło się tych "mocnych" i czuję, że powinnam dać odpocząć trochę mojej psychice, czytając coś lżejszego. ;-) 

Zachęcam gorąco do przeczytania, ale przestrzegam: dla ludzi o słabszych nerwach - nie czytajcie jej przed snem. 

Cała książka zyskuje miano "mocnej", zwłaszcza zakończenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz